Na Plantach zaczepił mnie jakiś facet i zapytał, czy chcę kupić jego książkę. Trochę mnie zaskoczył, co musiało odmalować się na mojej twarzy w jakiś niezbyt przyjemny sposób, bo facet wysnuł z tego (błędny zresztą) wniosek, że niedawno skrzywdził mnie jakiś mężczyzna, w związku z czym obawa przed samcami jest we mnie „jak świeży grzyb, który wyrósł gdzieś w lesie”. Poinformował mnie też, że choćby ujrzał we mnie kobietę swego życia, nie zaproponowałby mi pójścia na piwo ani obrzucania się liśćmi, zanim nie zapoznałabym się z jego twórczością. W wieku szesnastu lat byłabym nim zapewne zachwycona, ale to było dawno. Wiedziona ciekawością, wyasygnowałam dziesięć złotych i weszłam w posiadanie pliku spiętych pośrodku zszywkami kartek.
Dzieło zrobiło na mnie duże wrażenie. Trzeba bezgranicznej wiary we własny literacki geniusz i organicznego wstrętu do minimalnego choćby researchu, by stworzyć coś takiego. Ach, czego tu nie ma!Czytaj dalej »