Nieuchronny upadek cywilizacji

To fascynujące, jak często ludzie używają nowoczesnych technologii po to, by na nie ponarzekać, pooskarżać je o upadek obyczajów, cywilizacji, i czego tam jeszcze, poopowiadać, jak to dawniej tego wszystkiego nie było, więc ludzie potrafili <wstaw dowolnie>. Jest to zachowanie tyleż powszechne, co nielogiczne. Osoby przekonane, że więzi międzyludzkie zostaną wkrótce zjedzone przez złe internety, zanika umiejętność pisania pełnymi zdaniami, a społeczeństwo utraciło zdolność cieszenia się chwilą na rzecz uwieczniania tejże za pomocą smartfona, lajkują i szerują wszelkie tego typu wynurzenia z wielkim zaangażowaniem. Wydają się przy tym nie zauważać, że w ten sposób sami przyczyniają się do pogłębienia katastrofalnego w ich mniemaniu stanu rzeczy. Być może uważają upadek cywilizacji za nieuchronny i nawet dla siebie nie widzą już ratunku.Czytaj dalej »

Strój roboczy w pracy zdalnej — ilustrowany poradnik praktyczny

Żadna z ilustracji nie przedstawia mnie. Zresztą te baby są z twarzy podobne zupełnie do nikogo.  (Nie umiem rysować, ale mi to nie przeszkadza — odsłona kolejna)
Żadna z ilustracji nie przedstawia mnie. Zresztą te baby są z twarzy podobne zupełnie do nikogo.
(Nie umiem rysować, ale mi to nie przeszkadza — odsłona kolejna)
Propozycja pierwsza: leginsy (zwane w dawnych czasach getrami) i koszulka z kotem. Leginsy, o ile nie mają jakiejś durnej wbijającej się w brzuch gumki, zapewniają wygodę, a kot estetykę. W chłodniejsze dni zaleca się na wierzch ubrać kardigan.
Propozycja pierwsza: leginsy (zwane w dawnych czasach getrami) i koszulka z kotem. Leginsy, o ile nie mają jakiejś durnej wbijającej się w brzuch gumki, zapewniają wygodę, a kot estetykę. W chłodniejsze dni zaleca się na wierzch ubrać kardigan.

Pisałam już kiedyś o blaskach i cieniach pracy zdalnej. Poruszyłam nawet temat garderoby i — jak widzę, czytając teraz tę notkę, która nawiasem mówiąc zupełnie mi się obecnie nie podoba — potraktowałam go nawet dość obszernie. Nie widzę jednak powodu, by do niego nie wrócić. Ostatecznie wygoda i dobre samopoczucie w miejscu pracy to ważne i w znacznym stopniu wpływające na jakość życia współczesnego człowieka kwestie.Czytaj dalej »

Sen

Trzecia w nocy. Budzi mnie dźwięk fejsbukowego Messengera. Sięgam po telefon na szafkę. Smyram ekran, ale nic się nie dzieje. Po chwili coś tam dostrzegam, ale podświetlone ledwo-ledwo, tak że nie da się odczytać. Wyłączam i włączam, co nie daje żadnej poprawy. Wstaję, idę do kuchni. To nie jest moja kuchnia, jest większa, a w dodatku trwa w niej remont. Na ścianach świeża biała farba.Czytaj dalej »

„Co nas nie zabije” — recenzja

Źródło: http://www.wiadomosci24.pl/artykul/co_nas_nie_zabije_27_sierpnia_zadebiutuje_czwarta_czesc_sagi_millenium_332875.html

Nigdy nie byłam fanką serii „Millennium” Stiega Larssona. W swoim czasie przeczytałam ją rzecz jasna w całości, byłam nawet na filmie na podstawie pierwszej części, daleka byłam jednak od wyrażanego przez licznych znajomych zachwytu. Czytało się to dziwnie — łapczywie, z zaangażowaniem, ale jednocześnie z poczuciem jakiejś nieadekwatności wynikającej z faktu, że jest to dzieło wybitnie źle napisane: opisy wnętrz i przedmiotów brzmią jak połączenie katalogu Ikei i gazetki MediaMarktu, a Lisbeth z każdą stroną zyskuje kolejne supermoce, a na końcu także supercycki. Do tego jeszcze błąd gramatyczny w polskiej wersji tytułu drugiej trzeciej [Edycja, bo błąd. Dziękuję Zofii K. za dostrzeżenie go] części.Czytaj dalej »

Uroki choroby wczoraj i dziś

DSC_0770Kiedyś chorowanie było lepsze. Miało się różne dolegliwości, ale przynajmniej nie szło się do szkoły, a potem dostawało się zwolnienie z wuefu na tydzień. Spało się jeszcze, gdy domownicy wychodzili z domu. Potem znajdowało się w kuchni kanapki nakryte talerzem, tabletki i letnią herbatę. Zjadało się to, siedząc w piżamie przed telewizorem. Boso, bo przez te kilka godzin nie było w okolicy nikogo, kto nakazałby ubrać pantofle. Później, nadal boso, marnotrawiło się czas. Po powrocie rodziców z pracy dostawało się burę za brak pantofli, kolejną porcję tabletek i termometr rtęciowy pod pachę. Czasem upuszczało się go lub strącało na ziemię, a srebrne kuleczki toczyły się po podłodze. Mama zbierała je w jedną dużą kulkę, zabraniając niestety udziału w tej fascynującej czynności. Jadło się też specjalne potrawy — galaretkę w przypadku anginy (najczęściej miało się właśnie anginę) i ryż z jabłkami w przypadku problemów żołądkowych.Czytaj dalej »

Przeczytane w sierpniu

Sierpień był dobry. Mógłby potrwać jeszcze ze dwa tygodnie. Tymczasem jest drugi września, zimno, pochmurnie, występują przelotne opady deszczu. Społeczeństwo się cieszy i wyciąga z szaf swetry. Do soboty pewnie ta radość mu przejdzie. Ja czuję, że nadciąga listopad, najgorszy z miesięcy, że teraz będzie już tylko zimniej, ciemniej i paskudniej, a ja nie będę mogła zjeść filiżanki igliwia i zapaść w sen zimowy, bo hajsy same się nie zarobią.Czytaj dalej »