Słowa, słowa, słowa

Notka ta rozpoczynała się pierwotnie zdaniem „Słowa są ważne”, postanowiłam jednak zmienić koncepcję, bowiem słowa takie jak „dziękować”, „kapitan” i „oczywistość”, choć nie mniej istotne niż wszystkie inne, niekoniecznie są tym, co pragnę ujrzeć w komentarzach. Taka jestem wybredna. W dodatku nie tylko w tym jednym obszarze. Są słowa, które budzą we mnie rozliczne uczucia niezależnie od tego, gdzie się znajdują.

A ponieważ, jak powszechnie wiadomo, nie ma to jak odrobina malkontenctwa, zacznę od słów, które budzą we mnie uczucia negatywne. Kolejność losowa.

  1. W przypadku słowa kobietki uczucia te objawiają się zazwyczaj pianą na uściech i to niezależnie od płci używającej go osoby. W przypadku mężczyzny należy się spodziewać protekcjonalnego komentarza dotyczącego jakiejś stereotypowo żeńskiej cechy, jak niezdecydowanie czy nadmierna emocjonalność. W przypadku kobiety chodzi zazwyczaj o to, że „my kobietki” jesteśmy takie tiu-tiu-tiu urocze. A istot uroczych raczej nie traktuje się poważnie. Można im powiedzieć, że tak zabawnie się złoszczą, że powinny się uśmiechnąć, oraz żeby nie zawracały sobie tym albo tamtym swojej ślicznej główki. Nie życzę sobie być tak traktowana. Ze szczególnym uwzględnieniem tiu-tiu-tiu.
  2. Dupsztal. Matko kochana, kto to w ogóle wymyślił i w jakim celu zdecydował się odebrać dupie jej wymowną prostotę?! Bo jeśli rzeczona dupa była słowem zbyt mocnym, by przejść przez jego niewinne usteczka, mógł zamiast niej spokojnie używać tyłka, zadu oraz rzyci, a nie wydziwiać. Rozmawiałam o tym ostatnio z koleżankami, które poinformowały mnie o istnieniu równie rzadkiej urody słów „dupal” i „cipal”. Chyba wolałabym nie poznawać tego ostatniego, ale i tak jestem w komfortowej sytuacji, bo jedna z tych koleżanek poznała je na randce.
  3. Jeśli już jesteśmy przy żeńskich genitaliach, to miałam najpierw napisać o muszelce, która brzmi tak, jakby jakiś oblech usiłował nie brzmieć jak oblech, potem jednak stwierdziłam, że rozklapicha gorsza, gdyż tu się ów oblech nawet nie krępuje. Albo pupa. Moja mama uprzejma była używać takiego określenia w czasach mojego dzieciństwa i potwornie mnie to wkurzało, bo jak to, brat ma osobne nazwy na każdą stronę, a ja nie?! Najgorsza jednak jest chyba nazwa medyczna: srom, której dawne znaczenie (wstyd, hańba, niesława — same miłe rzeczy) nie zatarło się jeszcze w ludzkiej pamięci. Bo nie można było oczywiście wziąć czegoś etymologicznie neutralnego, choćby wulwy, żeby człowiek w sytuacjach oficjalnych nie musiał mówić o swojej cipce w sposób, który ani za dobrze nie brzmi, ani nic fajnego nie znaczy. Za łatwo by było, doprawdy.
  4. Przysięgam, że ta notka miała być początkowo bardziej zróżnicowana tematycznie, ale tak wyszło. Do zróżnicowania jeszcze dojdziemy. Tymczasem słowo sex wraz z derywatami, a wszystkie pisane przez x (ks mi nie przeszkadza, seks to dla mnie wyraz zupełnie neutralny). Sexowny. Sexik (najgorzej). Sexualny. Wyobrażam sobie, że to ulubiona pisownia oblechów od muszelki. W dodatku budzi moje najniższe instynkty, bo od razu mam ochotę stosującym tę formę przygadać, że skoro używają tak egzotycznej pisowni, to i sama czynność musi być dla nich egzotyczna. Tyle tylko, że nie ma obowiązku mieć bujnego, czy wręcz jakiegokolwiek, życia erotycznego, toteż czepianie się, że ktoś istotnie nie ma, jest słabe.
  5. Wreszcie rzeczone zróżnicowanie, osobliwie pod postacią formy „otwierać z klucza”. Nie wiem, skąd się we mnie wzięła ta niechęć, nie jestem wszak normatywistką i uważam, że jak ktoś lubi mówić „z klucza” to niech sobie mówi, co nie zmienia faktu, że ja w reakcji na te słowa wzdrygam się wewnętrznie, a w głowie coś mi wrzeszczy „Kluczem! Kluczem! Kluczem!”. Pewnie się w końcu przyzwyczaję, podobnie jak do słów „heteronormatywność” i „transparentny”. Pierwsze wkurzało mnie, bo myliło mi się ciągle z heteronomią, a drugie dlatego, że jakoś nie chciało mi się poukładać w głowie, że transparent, taki jak się niesie na demonstracji, ma być z założenia widoczny, a puder transparentny przeciwnie. Potem zaczęłam studiować językoznawstwo i dotarło do mnie, że jest to zagadnienie raczej ciekawe niż denerwujące.

Z drugiej strony mamy słowa, które lubię, temat z zasady nudniejszy. Spójrzmy tylko:

  1. Fibroadenoma, o mojej słabości do której już wiecie. Uważam po prostu, że to słowo niezwykle elegancko brzmi, a kontrast z wyglądem desygnatu jeszcze to podkreśla.
  2. Przecipa, czyli poniekąd powrót do tematyki wcześniejszej. Poniekąd, bo nie odnosi się bezpośrednio do narządów płciowych. W Krakowie okrzyk „O przecipa!” jest wyrazem podziwu dla danej kobiety lub jej dokonań. Wersja męska brzmi przechuj. W obu tych wyrazach występuje akcent inicjalny.
  3. Roboczogodzina. Nie wiem, co mnie tak w tym złożeniu pociąga, ma jednak pewien niezaprzeczalny urok.
  4. Podobnie jak miąższość. Jest w niej coś smakowitego.
  5. Słowo osobliwie uznałam w pewnym momencie za osobliwie poręczne. Zastanawiam się nawet, czy go czasem nie nadużywam. Nawet jeśli, nic nie szkodzi. Zasługuje na to.
  6. Na koniec brzeszczot. Słowo to zafascynowało mnie w dzieciństwie dzięki Telezakupom Mango, które w ofercie miały nie tylko brzeszczot, ale i superbrzeszczot. Entuzjazm prowadzącego w połączeniu z tajemniczą nazwą (którą w pierwszej chwili usłyszałam jako „trzeszczot”) sprawiły, że przedmiot ten wydał mi się niemalże magiczny.

Długość tych dwóch list mówi sama za siebie. O ileż prostsze i mniej szczegółowe są powody, dla których się coś lubi! Nielubienie jest znacznie ciekawsze, a uzasadnienie go wymaga mniejszego wysiłku. Łatwiej bowiem wymienić to, co nam nie pasuje, niż zastanawiać się, dlaczego pasuje wszystko. Tą refleksją równie głęboką jak początkowe „Słowa są ważne” kończę niniejszy tekst i uprzejmie zachęcam do dzielenia się słowami, które budzą w was silne emocje, niezależnie od emocji tych charakteru.

4 uwagi do wpisu “Słowa, słowa, słowa

  1. Zupełnie niewinne słowo, którego nie znoszę z duszy-serca: „paznokcie.” Najbrzydsze w języku polskim. Ilekroć je słyszę, aż się wzdrygam. Za „paznokietki” czy też co gorsza „pazurki” chłostałabym porem, podobnie zresztą jak za kawusię i pieniążki. Natomiast uwielbiam, pasjami uwielbiam absurdalne zgrubienia: cipąg, dupizdron. Kupsztal (na określenie produktu przemiany materii.)

    Polubione przez 1 osoba

  2. Nie znoszę zwrotu „ja pierdziu”, którego swego czasu używała moja siostra zamiennie z „ja pierdziusiam”. Mam też ciężką alergię na wszelkie zdrobnienia, osoby ich używające budzą we mnie agresję. Zaś słowo „pupa” przypomniało mi coś, o czym staram się nie pamiętać – otóż moja matka, osoba niezwykle pruderyjna, używała słów „majci” (no ja p…! jak ja tego nienawidzę!!!) zamiast „majtki” i „piersiątka”, a na puszczenie bąka „pum”. Poza tym tak normalnie nie lubię słowa „skrzep”.
    Zaś moje ulubione słowa to „dywersyfikacja” (jak to pięknie, tajemniczo brzmi) oraz „eklektyczny”.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Nie cierpię zdrobnień. Jasna gorączka dopada mnie w szczególności przy zdrabnianiu mojego imienia, a ludzie z jakiegoś powodu uwielbia to robić i bardzo są zdziwieni i niezadowoleni, że się krzywię.Nie lubię też słowa biust, sama nie wiem dlaczego i wszelkich pochodnych słowa poganin. Uwielbiam za to skaryfikację, prekognicję, piromancję,kwantowy, makroskopowy i entropię.

    Polubienie

    • Zdrobnienia mi w zasadzie nie przeszkadzają, chyba że wprowadzają w błąd (na przykład jak ktoś ci mówi „Podaj mi łyżeczkę”, więc podajesz łyżeczkę do herbaty, a ten chciał chochlę, tylko był w nastroju do ciuciania).

      Polubienie

Dodaj komentarz