O tym, dlaczego nie posłałabym swojego dziecka do Hogwartu

hogwart
Źródło

Możemy sobie być poważni i dorośli, możemy rozmawiać o polityce, cenach mieszkań, przepisach na sernik i optymalnym sposobie układania jedzenia w lodówce, możemy prowadzić poukładane życie lub o nim marzyć. Nie znaczy to jednak, że nie możemy również wyobrażać sobie, jak fajnie byłoby, gdybyśmy dostali list z Hogwartu. I czasem sobie wyobrażamy.Czytaj dalej »

Czego nauczyli mnie moi rodzice

428864_10151031834748162_1025532673_n
Ja z rodzicami. Zdjęcie z dzieciństwa.

Piątego marca, w dzień teściowej, urodziny miała moja mama. Czternastego marca, w dzień liczby Pi, będzie miał je mój tata. Dzień wypadający pomiędzy tymi dwiema datami to dobra okazja, by umieścić na niniejszym blogasku wpis okolicznościowy. Przed państwem lista rzeczy, których nauczyli mnie moi rodzice.

Czytaj dalej »

Towar eksportowy

Pani widzi, kochanieńka, jaka to w dzisiejszych czasach jest ta trawa, poza sezonem zupełnie bez smaku, a droga taka! Źrodło: https://www.flickr.com/photos/tambako/2524828185

Bo ci Polacy to nic, tylko narzekają, wiecznie ich boli głowa, strzyka w kolanie, łupie w krzyżu, pogoda nie taka, jaka by nie była, wszystko drożeje, koniec jest już bliski; a miny ich przy tym skwaszone, usta pełne pretensji do świata, spojrzenia ponure, nie to, co zagranico, gdzie wszyscy uśmiechnięci, radośni, czują się fine naprzemiennie z very well i nice im cię spotkać. Oto perfekcyjna pętla narzekania, polska jak pieróg i Smok Wawelski. Doskonała.Czytaj dalej »

Dawne czasy

W dawnych czasach lemurzego dzieciństwa, które nazywały się „lata dziewięćdziesiąte” i w których wszystko było inaczej, czas płynął wolniej. Nie było tak jak teraz, że ledwo człowiek siądzie do pracy, coś zrobi, przy czymś podłubie, zerknie na Facebooka, weźmie udział w jakiejś mailowej dyskusji, w której ważą się losy może nie całego świata, ale na pewno jego ważnego elementu (na przykład: czy tło instrukcji dla tłumaczy może być czerwone*), a tu już pół dnia minęło. A jeszcze tyle roboty…Czytaj dalej »

Lemur w krainie majonezu

Jadę do Kielc opowiadać świętokrzyskim nauczycielom o nauce w klasie dwujęzycznej z perspektywy absolwentki. Tą absolwentką zostałam już dosyć dawno, ale to i owo jeszcze pamiętam, a poza tym spotkanie organizuje moja ciocia. W autokarze wyciągam kajecik, żeby uporządkować wywód, ale okazuje się, że nie mam długopisu, usiłuję zatem zrobić to w głowie. Za mną jakaś kobieta zaczyna kogoś wypytywać „Wafelka zjesz? Nie? To może bananka? Albo budyń, łyżeczkę mam”. Jeszcze nawet nie ruszyliśmy, więc w myślę sobie „Co za upierdliwa osoba, do końca trasy będzie to dziecko futrować?”. Spoglądam kątem oka w jej stronę i widzę, że ona nie mówi do żadnego dziecka, tylko do staruszki. To jakoś zmienia mi optykę, głupio mi, że nazwałam ją upierdliwą, choć przecież nie powiedziałam tego na głos. Potem, gdy słyszę, jak mówi „Widzisz, ty mnie zawsze odprowadzałaś na pekaes, a teraz ja cię wiozę”, nawet trochę się wzruszam.

kopalnia majonezu
kopalnia majonezu

Szybko zasypiam, jak zawsze w środkach lokomocji, a gdy się budzę, na horyzoncie widać już kopalnię majonezu. Jestem pewna, że to ona, wszak cóż innego może znajdować się pod Kielcami?Czytaj dalej »

Wychowanie fizyczne jako źródło cierpień

fitness
buty: Tesco, skarpetki i leginsy: Biedronka. Tanio i estetycznie.

Gdyby w gimnazjum ktoś powiedział mi, że w wieku dwudziestu pięciu lat będę chodzić na fitness w stroju widocznym na zdjęciu obok, zabiłabym go śmiechem. Po pierwsze dlatego, że byłam wówczas mroczna jak stado nietoperzy, nosiłam glany oraz makijaż na pandę i prędzej przesłuchałabym całą płytę Ich Trojga niż ubrałabym* różowe skarpetki w serduszka, jeszcze bardziej różowe (no dobra, w zasadzie to już magenta, ale w tamtych czasach zdecydowanie zakwalifikowałabym je jako różowe) adidasy i niewidoczną na zdjęciu również — a to ci niespodzianka — różową koszulkę z napisem „słodycze”.

Czytaj dalej »

Porozmawiajmy o pogodzie

Uważam, że dla Polaków rozmowy o pogodzie to nie żaden small talk. To poważne, budzące wiele emocji sprawy. Nawet jeśli w innych kwestiach uciekamy od kategorycznych stwierdzeń w różne „no może być…”, „w sumie ok”, czy „oni wszyscy po jednych pieniądzach”, w tej jednej nie wahamy się ani chwili: bez ogródek oznajmiamy, że oto nienawidzimy zimy albo lata, wiosny albo jesieni, że tylko czekamy, żeby się skończyły.Czytaj dalej »

Sen o Wrocławiu

Po raz kolejny śni mi się Wrocław. W moim śnie jest miastem mrocznym, zagmatwanym, kryjącym w sobie jakieś ponure tajemnice: zombie w piwnicach, duchy na strychach, czyste zło w rurach kanalizacyjnych, a ja zjawiam się tam na zaproszenie znajomego. Mieszka on na dziewiątym piętrze dziwnego tworu będącego połączeniem kamienicy i wieżowca. Siedzimy, gadamy, potem ja wychodzę na chwilę do kiosku czy do sklepu. Jest lato, zmierzcha. Pod klatką zaczepia mnie jakiś dresik, jest trochę pijany, rzuca sprośne teksty. Każę mu spadać, a on chyba próbuje mnie przed czymś ostrzec, ale nie wiem, przed czym, gdyż jego dresiarskie słownictwo jest zbyt ograniczone. Wchodzę do klatki, wsiadam do starej skrzypiącej windy, naciskam dziewiątkę. Winda jedzie w górę, a potem skręca. W końcu zatrzymuje się. Klatka schodowa wygląda jakoś inaczej, lecz to przecież obce miejsce, nowe, może źle coś zapamiętałam. Naciskam klamkę drzwi do mieszkania, które wydaje mi tym właściwym, ale rzecz jasna jest to zupełnie inne mieszkanie: inny rozkład, wystrój, nawet wysokość. Odbywają się tam tajne komplety — od razu wiem, jestem pewna tą oniryczną pewnością, że to właśnie one, a nie na przykład normalne korepetycje. Młodzi ludzie siedzą na podłodze i kanapie, wśród nich nauczycielka, też młoda, coś im tłumaczy. Światło jest przygaszone, okna zasłonięte. Pytam, o co chodzi z tą windą, a ona opowiada mi coś o czarnej magii, energii miejsca, wyjaśnia ten cały wrocławski mrok, ale nic z tego nie jestem w stanie zapamiętać. Najważniejsze z całego tego wywodu wydaje mi się to, że jestem tylko w sąsiednim budynku, nie w sąsiednim wymiarze. Dziękuję, żegnam się, wracam do mieszkania znajomego. Potem się budzę. To nie był koszmar. Cała ta aura niesamowitości i mroku nie robiła na mnie szczególnego wrażenia, nie bałam się, zupełnie jakbym uczestnicząc w wydarzeniach jednocześnie oglądała je przez szybę.Czytaj dalej »