We Warszawie śnieg spadł już parę dni temu, o czym dowiedziałam się z Facebooka. Jak zawsze. pomyślałam wtedy, że nie powinno mnie to obchodzić, bo Warszawa jest daleko, w krainie płaskiej, jakby kto przejechał walcem (równiny zawsze wydawały mi się podejrzane). Ale wiadomo nie od dziś, że wszystko, co we Warszawie, wcześniej czy później przywleczone zostanie do Krakowa. Śnieg też.Czytaj dalej »
Tag: moje liczne ciotki
Lemur i uroda
Czasem postanawiam być kobietą zadbaną. Kupuję sobie wtedy jakiś kosmetyk, którego zazwyczaj nie używam, i zaczynam go stosować. Zapał przechodzi mi zazwyczaj w połowie opakowania, co nie jest wcale takie złe. Zdarza się bowiem, że uda mi się wykończyć całe. Dumna i blada idę wtedy do drogerii po następne i po trzech użyciach tracę nim zainteresowanie.Czytaj dalej »
Jak wygląda pisarz?
W dawnych czasach, kiedy chodziłam do szkoły, nie miałam jeszcze w zwyczaju góglać wszystkiego, co w danej chwili choćby przelotnie mnie zainteresowało. Zazwyczaj pytałam rodziców, jednak nawet oni nie wiedzieli wszystkiego.Czytaj dalej »
Czego nauczyli mnie moi rodzice

Piątego marca, w dzień teściowej, urodziny miała moja mama. Czternastego marca, w dzień liczby Pi, będzie miał je mój tata. Dzień wypadający pomiędzy tymi dwiema datami to dobra okazja, by umieścić na niniejszym blogasku wpis okolicznościowy. Przed państwem lista rzeczy, których nauczyli mnie moi rodzice.
Lemur i Simsy
Ostatnio popołudniami często gram w Simsy. Konkretnie w czwartą część. Miewam takie zrywy intensywniejszego zainteresowania hodowlą wirtualnych rodzin. Sądzę, że pociąga mnie w tym przede wszystkim możliwość kreacji świata w sposób nieskrępowany poczuciem obciachu czy potrzebą zachowania jakiejkolwiek spójności. Mogę swobodnie dorzucić każdy element, jaki mi w danej chwili przyjdzie do głowy, ponieważ i tak jestem jedyną odbiorczynią i nikt mi nie zarzuci, że coś jest rozwiązaniem tanim albo bazującym na stereotypie.Czytaj dalej »
Dziesięć oznak, że chyba zaczynasz się starzeć… to znaczy dorastać
Nie pamiętam, kiedy się zorientowałam. To chyba było pod koniec studiów, a może już po. I nie chodzi o takie prozaiczne rzeczy jak siwy włos na mej skroni. Ten ujawnił się, gdy przestałam farbować włosy. Nie wiem, jak długo tam był. Chodzi o znaki nieco bardziej subtelne. Jak na przykład poniższe:Czytaj dalej »
Całkiem wesołe święto
Grobing rozpoczynamy w sobotę. Październik jest ciepły, więc na co dzień chodzę w bluzie i trochę się martwię, że głupio będę w niej wyglądać na cmentarzu. Na szczęście ochładza się, więc zgodnie z tradycją po raz pierwszy tej jesieni ubieram ten ładny czarny płaszcz, na który wydałam w zeszłym roku dużo pieniędzy. Do tego czarne zamszowe kozaki na wysokim koturnie. Na cmentarzu w Stalowej Woli wybrukowane są tylko główne alejki, dlatego szacunek zmarłym okazuje się drepcząc w porządnym eleganckim obuwiu po trawie i piachu. Moja mama idzie w tym jeszcze dalej, wybierając na tę okazję czółenka na cieniutkiej szpilce.Czytaj dalej »
Będąc młodym lemurem, czyli o tym, że mój tata na szczęście nie zostanie papieżem

Czasem wydaje mi się, że gdyby świat funkcjonował tak, jak wyobrażałam to sobie będąc małym lemurkiem, wszyscy bylibyśmy szczęśliwsi. Myślałam na przykład, że poeci żyją z poezji, dostając za nią normalną pensję od państwa. Siedzą w biurze albo w domu, piszą wiersze, a co miesiąc wpływa im na konto mniejsza lub większa suma, w zależności od stażu pracy i poziomu sławy. Najwięcej w tej mojej wizji zarabiała Szymborska. Nie były to nieprzebrane bogactwa, ale tyle, żeby Szymborskiej wystarczyło na duże mieszkanie w bloku, komputer (do grania w gry, na przykład w Elektrobada, bo tych wszystkich poetów wyobrażałam sobie przy maszynach do pisania), poloneza, wakacje za granicą i pewnie coś tam jeszcze, co lubią dorośli ludzie.Czytaj dalej »
Dlaczego ateiści obchodzą Wielkanoc?
Bo lubią mazurki, sałatkę jarzynową i/lub biesiadowanie w rodzinnym gronie. Omówiwszy tę nurtującą wielu rodaków kwestię, mogę przejść do znacznie bardziej interesujących tematów, takich jak na przykład moje własne wypieki.Czytaj dalej »
Lemur w krainie majonezu
Jadę do Kielc opowiadać świętokrzyskim nauczycielom o nauce w klasie dwujęzycznej z perspektywy absolwentki. Tą absolwentką zostałam już dosyć dawno, ale to i owo jeszcze pamiętam, a poza tym spotkanie organizuje moja ciocia. W autokarze wyciągam kajecik, żeby uporządkować wywód, ale okazuje się, że nie mam długopisu, usiłuję zatem zrobić to w głowie. Za mną jakaś kobieta zaczyna kogoś wypytywać „Wafelka zjesz? Nie? To może bananka? Albo budyń, łyżeczkę mam”. Jeszcze nawet nie ruszyliśmy, więc w myślę sobie „Co za upierdliwa osoba, do końca trasy będzie to dziecko futrować?”. Spoglądam kątem oka w jej stronę i widzę, że ona nie mówi do żadnego dziecka, tylko do staruszki. To jakoś zmienia mi optykę, głupio mi, że nazwałam ją upierdliwą, choć przecież nie powiedziałam tego na głos. Potem, gdy słyszę, jak mówi „Widzisz, ty mnie zawsze odprowadzałaś na pekaes, a teraz ja cię wiozę”, nawet trochę się wzruszam.

Szybko zasypiam, jak zawsze w środkach lokomocji, a gdy się budzę, na horyzoncie widać już kopalnię majonezu. Jestem pewna, że to ona, wszak cóż innego może znajdować się pod Kielcami?Czytaj dalej »